środa, 29 grudnia 2010

inkubator słuchając CocoRosie pisze

Nie będę zaczynać notki od pisania, że dawno nie pisałam, bo kto czyta ten to wie. Nie będę też się tłumaczyć, bo to mój blogasek i moja sprawa:) Czas jednak nadać pewien porządek, chronologię, parę spraw się wszak wydarzyło, godnych mniej lub bardziej oddania się pod moje lekkie pióro i dotarcia do was w formie zabawnego tekstu :).
Płód rozwija się prawidłowo, trochę gorzej z rozwojem matki, ale po kolei. Jakiś czas temu byłam na usg, widziałam jego bijące serce, jest zatem git. (EDIT - nie mam mózgu, piszę dwa razy o tym samym :D)Ja natomiast schudłam 2 kilogramy w ciągu dwu tygodni, nie mam apetytu, ale minęły mi wszelkie dolegliwości, prócz ciągłej senności. Zaczynam się nawet bać, że mam jakąś ukrytą narkolepsję, bo to ile śpię przechodzi nie tylko ludzkie, ale też dajmy na to suśle pojęcie (porównanie mam nadzieję oczywiste dla czytelnika).
Najważniejszą rzeczą związaną z moim "błogosławionym" (to określenie na pewno wymyślił jakiś facet, z pisu albo lpr, może nawet Giertych) stanem jest fakt, że wie już o nim moja mama:). Kto to czyta niech żałuje, że nie widział mojej mamy dowiadującej się o tym, że zostanie babcią. Gdybym nie widziała tego na własne oczy, w życiu bym nie uwierzyła, że zdrowa na umyśle osoba może przejść tyle stanów emocjonalnych w ciągu 30 minut :D. Pierwszą reakcja, jak najbardziej na miejscu oczywiście, było nazwanie mnie nienormalną, potem pierdolniętą:). Następnie Mamusia przeszła do tzw. "ataku pytającego", co w praktyce oznaczało zadanie mi ok 6 miliardów pytań dotyczących mojej zmarnowanej (wg mamy) przyszłości. Kolejnym etapem było użalanie się nad sobą, że jak ja jej to mogę robić, skoro ona ma dopiero 45 lat i nie dorosła do tego, by być babcią. Dzięki bogu, że ja dorosłam do bycia matką, bo to by dopiero się narobiło! Na koniec zaś moja mama, przyszła Babcia wpadła w fazę śmiechowej głupawki. Ja to się nawet boje po tym wszystkim co zobaczyłam, czy z moimi genami jest wszystko okej. Choć nie mam porównania, więc nie wiem jak powinna zareagować na taką wieść zdrowa osoba. Całość tego farsowego przedstawienia spajała moja siostra Karolina biegająca po mieszkaniu i między spazmatyczne okrzyki matki wtrącająca euforyczne "ale super!", "Aneta, mogę powiedzieć Ance?". Żałuję, że nie nagrałam tego jakąś ukrytą kamerą. Oskar gwarantowany. W każdym razie teraz trochę choruję i mama dzwoni do mnie z troską codziennie i pyta czy leżę w łóżku i pije dużo herbat z cytryną, zatem zaczyna się chyba godzić z losem. Resztę rodziny zostawiam na jej głowie :).
A teraz punkt, który nazywam przemyśleniami socjologiczno-psychologicznymi. Zauważam, z niemałym wkurwieniem zresztą, że fakt bycia w ciąży bardzo zmienia status społeczny kobiety. W ten sposób, że przestaje się taką ciężarną traktować jako autonomiczną istotę, a raczej jako inkubator do rozwoju przyszłego członka społeczeństwa. Na dalszy plan schodzą moje potrzeby, jako człowieka. Okazuje się, że najważniejsza jest dbałość o istotę nienarodzoną, nie istniejącą jeszcze w pełnym tego słowa znaczeniu. Niech no tylko w chwili jakiegoś załamania zapragnę zapalić papierosa, już obrusza się cała zgraja zatroskanych (kobiet najczęściej) wyrywających mi wręcz siłą śmiertelna truciznę. Gdybym zaś nie inkubowała w sobie nowego życia, nikt by tak nie reagował. Musze też nosić czapkę, choć przez większość dorosłego życia tego nie robiłam. Społeczeństwo oczekuje, że jako ciężarna całą swoją energię powinnam kierować w stronę zapewnienia jak najlepszych warunków rozwojowych dla płodu, zapominając zupełnie o moich potrzebach. Gdy dziecko się rodzi, wcale nie jest lepiej. Fakt, z roli inkubatora wchodzimy w jakże zaszczytną rolę matki, nie odzyskujemy jednak naszej osobniczej autonomii. Zaraz w naszym otoczeniu znajduje się cały tabun cudownie pomocnych istot, z których każda wie najlepiej co jest dobre dla naszego DZIECKA. Nam musi wystarczyć do szczęścia sam fakt bycia matką. To szczególna społeczna nobilitacja. Społeczeństwo wpycha nas wszystkich w ten sam konwenans, karmi bzdurami nasze dzieci i nas samych. Przede wszystkim dziecko trzeba ochrzcić. Uwielbiam tę hipokryzję. Choć nie wiem nawet czy można to jeszcze nazwać hipokryzją, czy już po prostu głupota i absolutnym nieporozumieniem? Przecież w dzisiejszych nowoczesnych czasach nikt nie wymaga z taką stanowczością od rodziców, żeby brali ślub, każdy jednak wymaga by zanieść dziecko do kościoła i polać mu czoło wodą. A niech no tylko ksiądz odmówi ochrzczenia takiego nieślubnego dziecka, wiesza się an nim psy, w najlepszym wypadku. Ja katoliczką się nie czuję, nie czuje potrzeby karcenia swojego dziecka na początku jego drogi w imię jakiś zakłamanych ideałów, narzucania mu przynależności do jakiejkolwiek grupy czy to religijnej, czy społecznej. Dlatego wezmę dziecko i Przemka pod pachę, wyjedziemy do Tybetu, będziemy żyć z dala od społecznych gierek i konwenansów, robić sobie więcej dzieciątek co wyrosną na mądrych i szczęśliwych ludzi. A jak dorosną i nie spodoba im się w Tybecie, to sobie pojadą gdzie tylko im się zamarzy i się będą chrzcić, kąpać w Gangesie, albo co tylko będą chciały. Tak mi dopomóż.
A na koniec macie posłuchajcie sobie pięknej muzyki: http://www.youtube.com/watch?v=6JZ72mXy_W0

5 komentarzy:

  1. kocham Cię za te teksty ;) i mam nieodparte wrażenie, że aluzja o czapce tyczy się mnie i dziewuch z ds 12 ;p co więcej: gdybyś nosiła czapkę to teraz byś nie chorowała, tralalala ! ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Karoliną:) Więcej- ja WIEM, że kawałek o czapce i fajkach jest o nas:) Anetko, przecież wiesz, że my się po prostu martwimy i troszczymy o Ciebie. Tak, o CIEBIE, a PRZY OKAZJI o krewetkę:)
    PS Jeśli się okaże, że brak czapki-->choroba spowodują Waszą nieobecność na Sylwestrze u Purłanów to bez żadnych wyrzutów sumienia skopię Ci ten Twój ciążowy tyłek, Traczu!
    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O, jak to fajnie, że Grzesiek przyjął moje nazwisko ! Kobiety górą ! :D

    Asiu - widzę, że uczyniłaś wielki postęp komputerowo-internetowy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. no, no. nieźle z tą mamą. ale przynajmniej masz to już za sobą. i jak widzisz kobieta się oswaja.
    co do tych zmian ról społecznych czy coś tam. no tak, tak. zgadzam się, że kobieta, która ma dziecko jest właściwie tylko kobietą, która ma dziecko, czyli matką. a samą kobietą to już rzadko. ale w sumie wiesz. czasy się zmieniają. jeśli Ty nie dasz się zamknąć w tych wąskich ramach, to świat też Ciebie nie zamknie, co najwyżej będzie próbował, ale mu wtedy pokażesz fucka.
    a co do tych czapek, fajek i innych, to pierdolisz, kotku. ja pamiętam, jak nam Asia mówiła na pierwszym roku, żebyśmy nie jarały, a żadna z nas w ciąży nie była. o noszeniu czapki słyszę non stop... od mamy, siostry, Krzysia. to z troski wynika, zawsze wynikało. tyle że teraz troska o Ciebie jest podwójna.
    i ciesz się z tego, bo tu o Ciebie chodzi. żebyś była szczęśliwą, piękną, zdrową kobietą i mamą ślicznego i zdrowego Kreweta.
    ale mam wenę na kacu. ho ho.
    wszystkiego dobrego w nowym roku, dziubku!

    OdpowiedzUsuń
  5. I babcia Irka też wie:D Najpierw powiedziała, że "jak to, przecieiż to taka gówniara" Potem dodała "No ale jak ja Ciebie (tu zwróciła się do mamy) rodziłam to miałam 22lata". Ogólnie nie było spazmatycznych jęków typu "Olaboga, olaboga". Nawet można pokusić się o stwierdzenie, że się babunia ucieszyła. Także, tego... Gramatycznie poszło mi cudownie, ale, przecież(tu mają być dwa przecinki?)to nie ja jestem wschodzącą gwiazdą polonistyki ;) Kaja :D

    OdpowiedzUsuń