Moje dziecko jest karaluchem, doszłam do takiego wniosku po długotrwałych obserwacjach. Zjada wszystko, wszystko lubi. Myślę, że gdyby Ber Gryls zaprosił ją na wyprawę, pokonałaby go sromotnie w kategorii "najabsurdalniejsza rzecz jaką może zjeść człowiek w imię przetrwania". W sumie dobrze, jeśli to co planują Majowie na grudzień wypali, moje bobo ma wielką szansę przetrwać, razem ze szczurami i rzeczonymi karaluchami i moje geny pójdą dalej w świat. Ale ja nie o tym miałam w sumie napisać.
Poszłam z dzieckiem moim ostatnimi czasy do drogerii, celem zakupienia płynu do kąpieli. Stoimy sobie przy półce z milionem płynów, co jeden to kolorowszy piękniej pachnący i bardziej się pieniący. Gdy już nozdrza zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, a dziecko zaczęło odmawiać grzecznego siedzenia w wózku (dość dobitniej niźli moje nozdrza), zdecydowałam się w końcu na fantazyjny kosmetyk o fantazyjnej woni oranżady. Umiejscowiwszy się w kolejce do kasy, która jak to w drogeriach o niepokojąco niemiecko brzmiącej nazwie bywa zazwyczaj długa, zaczęłam z nudów przypatrywać się składowi produktu, który za chwile zamierzałam kupić. I oto nagle z trwogą i łżą w oku patrzę, a płyn który wybrałam 2 w 1 nie szczypie w oczy przeznaczony jest dla małego rajdowca! Zerknęłam na dziecko, no rajdowca to ona nie przypomina. Tysiąc myśli zakłębiło mi się w głowie - bo co, jak kupię jej płyn do kąpieli dla małego rajdowca, a za 15 lat Basia przyjdzie i powie, mamo czuję się chłopcem, to se będę do końca życia wypominać, że to może własnie przez to mi się dziecko w złym ciele uwięziło?! Taka wyrodna matka to ja nie będę. Z drugiej strony myślę, dziecko jeszcze jednak mało świadome. W popłoch wpadłam, nie wiem co robić. Jako, że Barbara zainteresowała się swoim butem i uznała, że w wózku jednak fajnie, postanowiłam mimo mojej powszechnie znanej otwartości na świat i tolerancji nie kupować płynu dla małych rajdowców. Wróciłam do półki patrzę, jest. Płyn 2 w 1 nie szczypie w oczy dla małych księżniczek. Spoglądam na Barbarę, która akurat zajmuje się badaniem zawartości swojego nosa za pomocą palca wskazującego, myślę, no na księżniczkę mi ona nie wygląda. Z nadzieją, że płyn dla księżniczek zrobi z niej damę dokonałam zakupu. Następnie udałyśmy się do delikatesów, własnie upadających, co to w nich rast a dobrze, cokolwiek to znaczy. Chciałam dziecku kupić płatki śniadaniowe, podchodzę do półki, a tam tenże sam koszmar. Czekoladowe kulki dla małych rajdowców, truskawkowe dla księżniczek. Psia go mać! zaklęłam w duchu, potulnie sięgając po pudełko upstrzone wizerunkami lalek Barbi w balowych sukniach.Z mojego dzieciństwa nie przypominam sobie, żeby w dziale kosmetycznym czy spożywczym istniały takie podziały, na to co dla rajdowców i co dla księżniczek. Teraz to mi się w gruncie rzeczy wydaje zabawne i głupie, ale co będzie, jak 5letnia Barbara mi zrobi awanturę, bo jej kupię mydło dla małego ślusarza przez pomyłkę, zamiast dla małej modelki? Jakże trudno być rodzicem w tym konsumpcyjnym świecie!