poniedziałek, 16 lipca 2012

karaluchy pod poduchy

Moje dziecko jest karaluchem, doszłam do takiego wniosku po długotrwałych  obserwacjach. Zjada wszystko, wszystko lubi. Myślę, że gdyby Ber Gryls zaprosił ją na wyprawę, pokonałaby go sromotnie w kategorii "najabsurdalniejsza rzecz jaką może zjeść człowiek w imię przetrwania". W sumie dobrze, jeśli to co planują Majowie na grudzień wypali, moje bobo ma wielką szansę przetrwać, razem ze szczurami i rzeczonymi karaluchami i moje geny pójdą dalej w świat. Ale ja nie o tym miałam w sumie napisać.

Poszłam z dzieckiem moim ostatnimi czasy do drogerii, celem zakupienia płynu do kąpieli. Stoimy sobie przy półce z milionem płynów, co jeden to kolorowszy piękniej pachnący i bardziej się pieniący. Gdy już nozdrza zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, a dziecko zaczęło odmawiać grzecznego siedzenia w wózku (dość dobitniej niźli moje nozdrza), zdecydowałam się w końcu na fantazyjny kosmetyk o fantazyjnej woni oranżady. Umiejscowiwszy się w kolejce do kasy, która jak to w drogeriach o niepokojąco niemiecko brzmiącej nazwie bywa zazwyczaj długa, zaczęłam z nudów przypatrywać się składowi produktu, który za chwile zamierzałam kupić. I oto nagle z trwogą i łżą w oku patrzę, a płyn który wybrałam 2 w 1 nie szczypie w oczy przeznaczony jest dla małego rajdowca! Zerknęłam na dziecko, no rajdowca to ona nie przypomina. Tysiąc myśli zakłębiło mi się w głowie - bo co, jak kupię jej płyn do kąpieli dla małego rajdowca, a za 15 lat Basia przyjdzie i powie, mamo czuję się chłopcem, to se będę do końca życia wypominać, że to może własnie przez to mi się dziecko w złym ciele uwięziło?! Taka wyrodna matka to ja nie będę.  Z drugiej strony myślę, dziecko jeszcze jednak mało świadome. W popłoch wpadłam, nie wiem co robić. Jako, że Barbara zainteresowała się swoim butem i uznała, że w wózku jednak fajnie, postanowiłam mimo mojej powszechnie znanej otwartości na świat i tolerancji nie kupować płynu dla małych rajdowców. Wróciłam do półki patrzę, jest. Płyn 2 w 1 nie szczypie w oczy dla małych księżniczek. Spoglądam na Barbarę, która akurat zajmuje się badaniem zawartości swojego nosa za pomocą palca wskazującego, myślę, no na księżniczkę mi ona nie wygląda. Z nadzieją, że płyn dla księżniczek zrobi z niej damę dokonałam zakupu. Następnie udałyśmy się do delikatesów, własnie upadających, co to w nich rast a dobrze, cokolwiek to znaczy. Chciałam dziecku kupić płatki śniadaniowe, podchodzę do półki, a tam tenże sam koszmar. Czekoladowe kulki dla małych rajdowców, truskawkowe dla księżniczek. Psia go mać! zaklęłam w duchu, potulnie sięgając po pudełko upstrzone wizerunkami lalek Barbi w balowych sukniach.Z mojego dzieciństwa nie przypominam sobie, żeby w dziale kosmetycznym czy spożywczym istniały takie podziały, na to co dla rajdowców i co dla księżniczek. Teraz to mi się w gruncie rzeczy wydaje zabawne i głupie, ale co będzie, jak 5letnia Barbara mi zrobi awanturę, bo jej kupię mydło dla małego ślusarza przez pomyłkę, zamiast dla małej modelki? Jakże trudno być rodzicem w tym konsumpcyjnym świecie!