Pierwszą ciążową wizytę lekarską mam za sobą. Jeśli którakolwiek z istot czytających ten blog zaszłaby kiedykolwiek w ciążę, niech broń boże nie wpada na pomysł, by udać się na wizytę do doktora Ż., przyjmującego w przychodni na Limanowskiego. Po szeregu standardowych pytań o ostatnią miesiączkę i takie tam inne różne pierdoły, pan doktor zapytał mnie jak się czuję ogólnie. Moją odpowiedz, że bardzo dokucza mi ból piersi skwitował rozkosznie "trzeba było nie zachodzić, to by panią piersi nie bolały". Badanie trwające 15 sek. przeprowadzone zostało z tak niewyobrażalną delikatnością, że byłam obolała kilka godzin po nim. Gdy zapytałam, czy mogę się już ubrać (nie wiedziałam wszak, czy pan doktor zamierza mi jeszcze robić USG, czy cuś) usłyszałam "no jak pani lubi latać po mieście z gołym tyłkiem, to może się pani nie ubierać". Słodki staruszek! Następnie, nie racząc mnie żadnymi zbędnymi zapewne wyjaśnieniami, pan doktor oznajmił , że przepisuje mi luteinę, na podtrzymanie ciąży. Gdy zapytałam co jest tego przyczyna, czy to normalna profilaktyka czy może coś się dzieje nie tak, pan doktor odrzekł, że nie jest to profilaktyka, proszę zrobić badania i przyjść za dwa tygodnie. Z gabinetu wyszłam ze łzami w oczach nie wiedząc tak naprawdę nic o moim stanie. Coś wspaniałego.
A teraz o milszych przeżyciach Przyszłej Mamy i Bejbiborna. W czwartek odwiedziły mnie Purłanka, Asia i Ewa. Nie mogłam się tej wizyty doczekać, bo były ostatnimi z najbliższych mi istot (rodziny nie liczę;p), które o moim stanie odmiennym nie wiedziały. Po uraczeniu się wyborną, przygotowaną wspólnymi siłami sałatką grecką oznajmiłam radosna wieść. Reakca przerosła moje najśmielsze oczekiwania:). Po tym jak zostałam wyściskana i wycałowana, rozpoczął się spór (w którym moja obecność została absolutnie pominięta), która z nich będzie lepszą ciocią, która będzie zabierać bobasa na spacery, która mi załatwi wanienkę, a która łóżeczko. Następnie głównym punktem imprezy stała się mapa naszego województwa, bo dziewczyny koniecznie chciały sprawdzić jak daleko jest do Mrągowa i jak tam dojadą w lipcu, jeśli nie zdecyduję się rodzić w Olsztynie:). Wzruszyłam się sakramencko! Strasznie się cieszę, że mam takie przyjaciółki, które mogę tak bardzo kochać i liczyć na ich wsparcie. Prawdziwy skarb!
Mimo wszystko, mimo, że mam takie wspaniałe przyjaciółki, że tak wiele osób okazuje mi wsparcie, nieprzerwanie cierpię na jakąś pieprzoną depresję, boję się strasznie przyszłości, boję się reakcji rodziny i tego, że nie udźwignę całej tej odpowiedzialności. Ale przeczytałam na mądrym forum, że to normalne u młodych kobiet, które dziecięcia nie planowały. Czekam zatem, aż mi przejdzie.
A na koniec chwalę się talentem Izuni i tym, że ja i fasolak w brzuchu inspirujemy ją twórczo:) http://www.digart.pl/praca/5945376/jestem_sobie_ogrodniczka.html
EDIT
A, jeszcze zapomniałam o najważniejszym! Kupiłam se wczoraj krem na rozstępy i do pielęgnacji cycków, bo niczego się tak nie boję, jak tego, że mi popęka skóra na brzuchu i na cyckach. Serio. Ani duchów, ani psychopatycznych morderców, strzyg, wampirów, upiorów, pająków, opętania przez szatana, niczego się tak nie boję jak wizji, że moje piękne, jędrne, dwudziestoletnie ciało "przyozdobią" ciemnoczerwone pręgi.