wtorek, 23 listopada 2010

bo to się zwykle tak zaczyna

Gwoli wstępu należałoby się przedstawić. Choć nie lubię mówić, czy pisać o sobie, postanowiłam poczynić wyjątek. Jestem młodą, piękną, dwudziestoletnią i strasznie boję się utyć. I rozstępów się boje. Starczy.

Jutro miną dwa tygodnie od momentu, gdy dwie osławione kreski totalnie wywróciły moje życie. Jak większość kobiet zapewne, zawsze wyobrażałam sobie, że będzie to najpiękniejszy moment mojego życia. Nie był. Na początku oczywiście płacz i czarna rozpacz, tego chyba nie da się uniknąć. Na szczęście Przyszły Tata, imię jego Przemek, przy całej swojej nieodpowiedzialności i zdolności do wkurwiania mnie, stanął na wysokości zadania i przekonał , że poradzimy sobie z dzidzią i z życiem i ze wszystkim. Oby miał racje, bo mu uwierzyłam.

Czas zatem podzielić się z ewentualnym czytelnikiem metafizycznymi doznaniami jakie według wyobrażeń wielu posiada przyszła matka, na wieść o rozwijającym się w niej dziecięciu. Może to zabrzmi brutalnie, ale chuja prawda ;). Wydaje mi się, że jest to sprawa niebywale indywidualna, ale dopóki nie weźmie się swojego dziecka na ręce, a przynajmniej nie zobaczy jego serduszka na ultrasonografie trudno mówić o uczuciach macierzyńskich. Oczywiście dbam teraz o siebie jak nigdy wcześniej, rzuciłam palenie i alkohol, nie chodzę na imprezy, unikam wysiłku, ale też nie czuję jak na razie wszechogarniającej miłości, do zarodka który radośnie urzęduje sobie w moim brzuchu. Myślę, że wizyta u ginekologa (już pojutrze) pewnie zmieni moje odczucia.

Generalnie ciąża to stan bardzo upierdliwy. Chce mi się ciągle spać, cycki mnie bolą i puchną z godziny na godzinę, boli mnie też podbrzusze. I mam nieposkromiony apetyt na miłosne igraszki :D

W ogóle to mam wrażenie, że moje przyjaciółki jak na razie są bardziej przejęte moim błogosławionym (nie wiem skąd to kretyńskie określenie) stanem niż ja. Dla mnie to na razie abstrakcja, czad, kosmos. Mam nadzieję, że wkrótce napiszę, że bobas rozwija się prawidłowo i że wszystko w porządku z moja ciążą. I że przy następnej notce będę już niepojęcie kochać swój brzuch :)


3 komentarze:

  1. to Cię nie chcę martwić, ale dziecko się zaczyna kochać tak w pełni dopiero po kilku dniach po rodzeniu, najpierw je się kocha tak jak faceta, jak kogoś obcego. więc się moja droga nie nastawiaj :o)

    pozdrowienia (będę poczytywać) :o)

    OdpowiedzUsuń
  2. moja koleżanka przez całą ciążę mówiła na to, co ma w brzuchu Fasol. świetna nazwa bloga :)
    ja już kocham Twojego Fasola, Ty też pokochasz wcześniej, później - nieważne :-)
    jak przyjadę, to Ci pomasuję cycki, kocie!

    OdpowiedzUsuń
  3. no, lala, trzymam kciuki za Cię i za Ono i za Niego : P
    wpadnij na mojego blogaska
    jihad4luv.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń