czwartek, 3 lutego 2011

traczyk powinien zostać socjologem

Mam kolejne przemyślenia dotyczące tego, co wmawia się nam, biednym ciężarnym kobietom i wielką potrzebę owymi przemyśleniami się podzielenia i egzamin za cztery dni, więc oczywiście czas na kolejną notkę!
Zastanawiałam się wczoraj długo nad genezą moich wielkich obaw przed zbytnim przytyciem w ciąży, czy pojawieniem się rozstępów. W gruncie rzeczy gdy piszę takie rzeczy na ciążowym blogu, może to budować mój wizerunek, jako postaci zupełnie niedojrzałej, przejmującej się tylko swoim wyglądem, a przecież najważniejsze jest zdrowie dziecka. Oczywiście, że tak jest i oczywiście, że nie zapominam o tym. Ale przecież nie jestem pierwszą i jedyną kobietą z uporem maniaka wcierającą w siebie kilka razy dziennie antyrozstępowe preparaty, tak że na koniec dnia staję się obślizgła jak stara parówka, a jednocześnie szczęśliwa, bo wierzę w ich magiczną moc. Skądś to się musi brać i moi mili, ja jako odkrywca prawd objawionych doskonale wiem skąd! Media (te mniej ambitne, pudelkowato-kozaczkowate najczęściej) co chwilę raczą nas obrazkami pięknych ciężarnych "celebrytek", które w dziewiątym miesiącu ciąży wyglądają jakby były co najwyżej w szóstym, brzuch ów dzierżą przed sobą z niesłychanym zadowoleniem, tak że nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że taka dajmy na to ciężarna Penelope Cruz się męczy, poci, dyszy po przejściu 15 metrów,a już nie daj boże ma hemoroidy albo zaparcia. Im się to po prostu nie zdarza. I gdy tylko taka Natalie Portman, albo inna Adriana Lima urodzi, to za dwa tygodnie świat obiegają jej zdjęcia, na których jest przepiękna i przeszczęśliwa, nie ma ani grama nadprogramowego tłuszczu na swoim pięknym ciele, ani jednego rozstępu, ani jednej cellulitowej grudki, czy obwisłej skóry na poporodowym brzuchu. Siada też zapewne bezproblemowo, bo pewnie miała wykonywaną cesarkę i tu kolejne zaskoczenie - pewnie nie została jej nawet blizna. Pamiętam, że jakiś czas temu czytałam poporodowe zwierzenia Heidi Klum chyba, która przekonywała, że poród nic a nic nie boli, nawet najociupińszą ociupinkę. Ja generalnie należę do ludzi, których mózgi trudno ulegają manipulacji (chyba, że oglądam reklamę czokapik duo, albo supertuszu mejbelin niu jork może to jej urok, który podobnoż wydłuży moje rachityczne rzęsidła osiemdziesięciokrotnie i sześćdziesięciokrotnie pogrubi, ale to się nie liczy), a mimo to zaczynam wierzyć, że ja też nie mam prawa wyglądać po porodzie choć troszkę gorzej niż przed porodem, że od razu muszę być piękna, szczupła i uśmiechnięta, że połóg to bzdura, bo jak widać niektórym kobietom macica i skóra na brzuchu obkurcza się w 15 sekund, to chyba mi tez może, nie?
Ale to, że my biedne ciężarówy zaczynamy świrować przez tę medialną mistyfikację, to jeszcze pół biedy. Najgorsze jest, że to wszystko widzą też nasi faceci, oni też se mogą obejrzeć piękną Adrianę Limę chwilę po porodzie, co wygląda jakby jeszcze była dziewicą i nietrudno im zacząć myśleć, że to normalne, i że ich kobieta też tak na pewno będzie wyglądać. A gdy normalna kobieta tak nie wygląda to co? To znaczy, że jest zaniedbanym tłuściochem i trzeba pójść do innej, co ma jędrne ciało jest opalona i nikt jej nie kombinował skalpelem przy słodkiej, uroczej pizduni.
Oczywiście wszelkie media są narzędziem amerykańskiej propagandy, przepełnionym podprogowym przekazem i dlatego tak łatwo mu ulegamy. Dlatego ja cały czas powtarzam sobie w duchu, że nie mam do dyspozycji fotoszopa i cudotwórcy w postaci plastycznego chirurga. Bardzo ważne jest oczywiście, żeby dbać o siebie w ciąży. Niepomalowana, rozklapciana ciężarówka, w rozciągniętych dresach, bo tak wygodnie, wpierdalająca piątą porcję frytek i szóstego bigmaka, bo dzidzia głodna, to widok przerażający i wołający o pomstę do nieba. Ale w gruncie rzeczy bardzo wiele zależy od naszych genów i dziedzicznych predyspozycji, metabolizmu i innych biologicznych pierdół i w niewielkim stopniu możemy przewidzieć jak nasze ciało zareaguje na hormonalne przemiany, niekontrolowany rozrost i takie tam inne rzeczy, co się dzieją w ciąży. Mnie chyba najbardziej obawia właśnie ten brak kontroli nad własnym ciałem, który się nam, ciężarnym przytrafia. Także wymyślam tu sobie taki mały apel (do mojego umęczonego mózgu przede wszystkim), żeby nie wierzyć w piękne obrazki, które oglądamy na pudelku, nie przejmować się ponad miarę tym co się dzieje z nami i jak szybko uda nam się wrócić do formy po porodzie, ale też jednocześnie dbać o siebie bardziej niż przed ciążą, nie przesadzać z wpierdalaniem (bo zapotrzebowanie na kalorie rośnie dopiero w trzecim trymestrze i to tylko o 300 kcal, czyli dwa banany na przykład) i wtedy wszystkie młode przyszłe mamy będą piękne i szczęśliwe.
Tak mi dopomóż panie boże wszechmogący, w trójcy jedyny i wszyscy święci.
Amen.

6 komentarzy:

  1. Dobrze prawisz! Powinnaś napisać książkę "Współczesne społeczeństwo w oczach kobiety ciężarnej" < albo coś w tym stylu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Banan liczy sobie 70 kcal :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ale taki wielki, dorodny może i ma 150, ja o takim myślałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja się nie zgadzam! o!
    czy Twój facet jest z Tobą tylko dla Twojej zgrabnej dupy i płaskiego brzucha? jeśli tak, to lepiej mu powiedzieć "spierdalaj" już teraz.
    moim zdaniem, jeżeli tylko dziecko nie zrobi z Ciebie nadopiekuńczej mamuni, która będzie mówić tylko "puci puci" i przestanie zauważać cokolwiek innego niż maluch, to wtedy on może się rozejrzeć za inną: normalną.
    a tak, to nie. bo to jego bobas, którego kocha. a Ty to ta, która mu go dała. i to zaszczyt, że on ma rodzinę z Tobą. i myślę, że jeden rozstęp czy fałda na brzuchu niewiele tu zmieni.
    a Twoje socjologiczne obserwacje, kotku, to są tylko Twoje wewnętrzne obawy. bój Ty się lepiej pozytywizmu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, Aneto! Zmieniaj światopogląd przyszłych mam i tatów! :) Ja się nie zgadzam, żeby przez zabiegi amerykańskiego rządu wyrósł mi penis czy inne dziwne rzeczy:P

    OdpowiedzUsuń
  6. osobiście uważam, że za mało opisujesz nasze spotkania :D

    OdpowiedzUsuń