poniedziałek, 28 lutego 2011

pod wpływem horroru

Przeczytałam wczoraj "Instytut" Żulczyka, który był tak przerażający, że nie mogłam zasnąć, przekonana, że z pewnością jutro obudzę się uwięziona we własnym pokoju, a za kilka dni okrutnie mnie ktoś zamorduje, poćwiartuje moje zwłoki i takie tam inne historie. Żeby nie zwariować od przewracania się z boku na bok i rozmyślania jak bardzo finezyjny będzie morderca, który zapewne właśnie mnie zamyka i snuje złowrogi plan mojej zagłady, postanowiłam porozmyślać o czymś innym. I, o zgrozo, to co sobie uświadomiłam przeraziło mnie bardziej, niż tabun morderców  z naostrzonymi tasakami w dłoniach!
Uświadomiłam sobie bowiem, drogi czytelniku, że własnie mija połowa mojej ciąży, i że w gruncie rzeczy to coraz bliżej niż dalej mi do momentu, gdy położą mi na piersi moje nowonarodzone, umazane obrzydliwościami z mojego wnętrza dziecię. I nie chodzi o to, że ja się boje porodu, że się boje tycia, obrzęków stóp, bo to jest pikuś tak naprawdę. Ale ja jestem człowiekiem stworzonym po to, by wciąż i wciąż cierpieć na ambiwalentny stosunek do świata i ludzi, oscylować wiecznie między absolutnym szczęściem a totalną rozpaczą i w tym momencie ni chuja nie umiem wyobrazić sobie jak ja z moim mózgiem, i z moim nieprzystosowaniem do życia w świecie i społeczeństwie, mam się podjąć wprowadzenia w ów świat kolejnej istoty, skazanej tylko na mnie, bezgranicznie mi ufającej. W przypadku takich postaci jak ja, ciąża powinna trwać tyle co u słonia, albo być w ogóle zabroniona. I teraz siedzę i się martwię, bo jestem znowu chora, ale mam nadzieję, że to wpłynie pozytywnie na dziecko, że się urodzi mały Spartanin, po przejściu tylu infekcji w życiu płodowym, i martwię się jak ja to dziecko ukształtuje, jak ja sobie poradzę z chronicznym brakiem snu, koniecznością codziennego prania, sprzątania, gotowania i jeszcze studiami do tego. Ten czas zapierdala jak szalony, a ja nie potrafię nic mądrego wymyślić. I nie umiem określić, czy czuje ruchy dziecka, czy burczy mi w brzuchu, i wydaje mi się, że mam jakiś mały ten brzuch, i w ogóle dlaczego ja nie mam żadnych upierdliwych dolegliwości?! Na serio, mam depresję.

4 komentarze:

  1. Ty, uspokój się ! Na szczęście jestem ja, niania w gotowości przez 24 godziny na dobę :D Wszyscy wokół wiedzą, że sobie poradzisz i Ty też, po prostu masz chwilowy kryzys, który minie jak tylko utniesz sobie setną drzemkę w ciągu tygodnia!

    OdpowiedzUsuń
  2. wcale tak dużo już nie śpie, dzis nie spałam! ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. zdjęcie miałaś zrobić brzuchowi i mi wysłać! co do Twoich wątpliwości: są normalne u kobiet, które planowały ciążę. Co więc dopiero powiedzieć o Tobie - młodej, szalonej, która zaskoczyła bez usilnych modlitw w tej intencji. ja myślę, że jak już dostaniesz na cyca to dziecię, to Ci intuicja bardzo pomoże i będzie ona podpowiadać, co dobre, a co złe. a jak coś, to masz nianię Karolinę. no i nianię Olę też, co Cię w kwestiach pedagogicznych zawsze opierdoli i poprawi - to masz jak w banku :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
  4. zobaczysz. po prodzie, pani natura, doleje Ci oleju do głowy, który zakończy młodzieżową ambiwalencję.
    i bedziesz po nim mądra jak nigy oraz dojrzała, oraz się ustatkujesz, i będzie Ci łatwiej w życiu.
    a jesli nie, to tym lepiej.

    widzisz, wszystkie opcje będą Dobre.
    ;)!

    OdpowiedzUsuń