czwartek, 12 stycznia 2012

czytam bajki

Choć Basia ma dopiero 8 miesięcy, korygowane 5,5;), od jakiegoś czasu zaczęłam, mówiąc patetycznie, wprowadzać ją w świat klasycznych bajek. Niech się dziecko osłuchuje z ładnym językiem i ładnymi historiami, a nuż zaowocuje to w przyszłości, pomyślałam. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że mój dorosły bądź co bądź i jednak polonistyczny umysł poddaje historie napisane przez braci Grimm i pana Andersena dorosłej i polonistycznej analizie i dochodzi do takich wniosków, że zaczyna wątpić w słuszność zapoznawania berbecia z klasyczną literaturą dziecięcą! Królewna Śnieżka nosi znamiona choroby umysłowej, a przynajmniej głębokiego niedorozwoju, ponadto jest to historia na wskroś mizoginistyczna, podobnież zresztą jak Kopciuszek. Kopciuszek dodatkowo przedstawia problem odrzucenia przez rodzica, generalnie patologiczne środowisko wychowawcze. Kaczka Dziwaczka jest najprawdopodobniej schizofreniczką, a Wyspy Bergamuty najpewniej zostały wymyślone po łyknięciu kwasa lub przynajmniej jakiś szemranych grzybków. Podejrzany jest też Dziadek do orzechów z tymi pięknymi ewidentnie narkotycznymi wizjami. Przerażona uznałam, że nie będę tych chorych historii czytać mojemu dziecku, bo mogę tylko zaszkodzić. Po kilku dniach zaczęłam ten temat przemyśliwać raz jeszcze. W gruncie rzeczy moje ośmiomiesięczne dziecko raczej nie dysponuje żadnym warsztatem analizy dzieła, mimo swego oczywistego geniuszu, który ujawni się za kilka lat, pomyślałam. Nie jest też spaczone popkulturą, nie wie za wiele o świecie, a to co wie to raczej pozytywne strony ludzkiej egzystencji. Myślę, że do ukończenia 12 roku życia niewiele się w tym temacie zmieni. Patrząc na bajki Grimma i Andersena z tej perspektywy, nie filtrując tych historii przez dorosły, a nie daj boże polonistyczny umysł, dojdziemy do wniosku, że te baśnie są niesłychanie mądre i bardzo pouczające. Doskonałym przykładem jest Dziewczynka z zapałkami. Taka zdawać by się mogło smutna i dla małego dziecka trochę drastyczna historia (tylko z naszego punktu widzenia!), niesie piękną naukę, że nie zawsze w naszym życiu dzieje się dobrze i nawet bajka może mieć smutne zakończenie. Jak już jestem w temacie Dziewczynki z zapałkami, Ewa powiedziała mi ostatnio, że spotkała się z wersją tej bajki, w której to Dziewczynka zasypia, następnego dnia budzi się i zostaje adoptowana przez jakieś dobre małżeństwo. Nie wiem co kierowało autorem tego potworka, ale jestem przekonana, że nie posiada on żadnej wartości pedagogicznej. Fakt, że dochodzi do takich przeinaczeń pięknych klasycznych historii łączy się chyba z trendem wychowania bezstresowego. Nie możemy dziecku pokazać prawdziwego świata, tego że są też tragedie i czasem dzieci giną z głodu i ubóstwa, bo się nasza Nikolka zestresuje i będzie płakać w nocy. Ja jestem przekonana, że jak wilk zjada babcię, macocha każe Śnieżkę zabić, a Brzydkie Kaczątko płacze odrzucone przez kacze społeczeństwo, to jednak to jest wielka nauka dla naszych dzieci, banalna być może z naszej perspektywy, bo my to dobrze wiemy, że jest dobro i zło i wcale nie musi być tak, że dobro zawsze zwycięża.  Trzeba zatem dzieciom te bajki czytać, pomimo tego, co my przez te historie rozumiemy. :) Amen.

1 komentarz:

  1. W wersji "poprawionej" dziewczynka z zapałkami usnęła w nocy zmarznięta, a gdy sie obudziła to mieszkańcom miasta zrobiło się wstyd, że nikt jej nie pomógł i jakieś małżeństwo ją adoptowało. Tak się teraz zastanawiam, jak naprawdę skończyła się Calineczka, bo ja znam, że wyszła za księcia Elfów czy coś takiego, ale to trochę za dobre zakończenie i aż się boję czy nie było inaczej. Ale jeśli wszystkie bajki miałyby kończyć się źle, to po co nam one?

    OdpowiedzUsuń